Ostatnio coraz więcej w mediach mówi się o prekariuszach. Protestują, coś im się nie podoba, prezentują jakieś problemy. Kto to w ogóle jest? Na jakie bolączki cierpią i dlaczego?

 

Okazuje się, że nie byłoby takiego zjawiska, gdyby nie coraz bardziej popularne „elastyczne formy zatrudnienia”. To ładnie brzmiący termin, który może opisywać całkiem normalny stosunek pomiędzy zleceniodawcą, a zleceniobiorcą; ale może też być używany na potrzeby opisania szalbierstwa. Po to, aby nie nazywać ludzi pracodawcą i pracownikiem i aby tego drugiego łatwiej, czy raczej gładko pod względem prawnym, wykorzystać. No i prekariusze to właśnie osoby zatrudnione na podstawie elastycznych form zatrudnienia. Jest to kategoria społeczna charakterystyczna dla okresu późnego kapitalizmu. Nazwa powstała z połączenia dwóch słów: precarious (ang. niepewny) ze słowem proletariat (za Wikipedią).

 

Kto to są prekariusze

 

Definicję tę sformułował brytyjski profesor Guy Standing. Wskazał on też na to, że prekariusze to ludzie bez gwarancji zatrudnienia, bezpieczeństwa w pracy, dochodu, bez reprezentacji itd. Nic dziwnego więc, że żyją w niepewności, nie mogą nic realnie planować, nie nadają się na klientów współczesnych instytucji finansowych. Za jakiś czas mogą stworzyć „nowa niebezpieczna klasę” – jak głosi podtytuł książki Standinga „Prekariat” - obok potomków dawnej klasy robotniczej, dalej bez dobrego wykształcenia, ale też bez kopalni, fabryk, doków; ani pomysłów na inne zajęcia. Zajmujący się tymi problemami Standing, profesor Uniwersytetu w, Bath stał się bardzo popularny w Polsce i co rusz udziela wywiadów.

 

Przykłady członków tej warstwy społecznej widać było podczas ostatniej demonstracji prekariuszy w Warszawie. Typowy jej uczestnik zarabiał „z doskoku” 1500 złotych na rękę, bez urlopu, bez chorobowego, wspomagany był przez rodziców. A to mimo, że znał dwa języki, miał dyplom wyższej uczelni, mógł się pochwalić solidnym CV... no i miał już prawie trzydzieści lat.
Np pani Halina, jest właśnie przed trzydziestką, skończyła dobre studia – również zagranicą, zna biegle angielski i niemiecki, pracuje w prestiżowej instytucji kulturalnej i zarabia na „śmieciówce” 1300 zł. Bywa, że dorabia kilkaset złotych. Sama by z tego nie wyżyła, ale pomagają rodzice, no i mieszka z partnerem – który sam nie ma lepiej. Nie uważa się za skrajnie pokrzywdzoną przez los, bo robi to, co ją interesuje i rozwija się. Tyle, że bez wsparcia nie byłoby jej na to stać i o założeniu rodziny nawet nie ma co gadać. I to chciałaby zmienić.

 

Michał w podobnym wieku, pracuje w powiatowym miasteczku, jako specjalista od skomplikowanych stolarskich technologii. Zarabia 1500-2000 zł. ale nie na etacie. Wynagrodzenie zależy od tego, ile jest zleceń. Praca ciężka, czasami po kilkanaście godzin, w szkodliwych oparach. Bo firma oszczędza na systemie wentylacyjnym i maskach ochronnych. Bez chorobowego, czasami szef da urlop bezpłatny.

 

Coraz starsi wchodzą w prekariat

 

Często to właśnie ludzie młodzi – choć już coraz starsi. To że są to studenci z jakimś już tytułem i na kolejnym etapie nauki dorabiający sobie, to jest zrozumiałe. W miarę można zaakceptować również to, że w tej grupie znajdują się ci, którzy właśnie zakończyli naukę i starają się dopiero zahaczyć na rynku pracy. Niestety, coraz częściej to osoby już bardziej zaawansowani wiekowo, których w trakcie kariery zawodowej spotkały przeszkody w postaci np. restrukturyzacji przedsiębiorstw i innych zmian. Teraz znajdują się na wciąż na okresach próbnych, stażach, wciąż szukają i nie mogą znaleźć czegoś pewnego i godnego. Reprezentują rozmaite branże i zawody. Są to: budowlańcy, pielęgniarki, naukowcy, emigrantki, ochroniarze, sprzątaczki, opiekunki do dzieci, kelnerzy, kasjerki, ci ze specjalnych stref ekonomicznych i ci z korporacji.

Zaczęli się jednoczyć
Prekariat jest już tak liczny, że może stać się siłą polityczną. I zaczął to sam rozumieć. 1 maja 2001 r. w Mediolanie Święto Pracy obchodzono dwukrotnie. Najpierw ulicami miasta przeszedł pochód zorganizowany przez największe włoskie centrale związkowe, po południu odbyła się manifestacja blisko 5 tysięcy pracowników tymczasowych, zatrudnionych na elastycznych umowach, emigrantów. Akcja nosiła nazwę May Day i była pierwszym w Europie wystąpieniem prekariatu.
Z kolei w 2004 r. powstała koalicja European May Day, która w latach 2005–2006 zorganizowała podobne demonstracje w niemal dwudziestu miejscach na kontynencie, m.in. Paryżu, Helsinkach, Sewilli, Hamburgu. Prekariusze rozwijają swoje organizacje dalej, praktycznie we wszystkich państwach cywilizowanej Europy, jednoczą się też ponadnarodowo – powstała np. platforma „Precarious Europe”.

Niezadowoleni dali znać o sobie też w minionym roku. 14 listopada 2014 r. we Włoszech odbył się strajk obywatelski, zaś 19 marca tego roku we Frankfurcie miało miejsce zgromadzenie przedstawicieli europejskich ruchów społecznych, którego celem było zaplanowanie ogólnokontynentalnego strajku prekarnego. Te działania jeszcze nie trzęsą całym rynkiem pracy, ale jak tak dalej pójdzie – pracodawcy będą musieli się z prekariuszami bardziej liczyć.

 

Prekariusze u nas

 

Do tego międzynarodowego już frontu tego przystępują również licznie Polacy dotknięci przez te niesprawiedliwe warunki zatrudnienia. Spory wynikające z prekarnej organizacji pracy mają w Polsce historię sięgającą połowy lat dwutysięcznych. Obecnie szacuje się zaś, że w naszym kraju liczba osób zatrudnionych na niestabilnych warunkach obejmować może nawet jedną trzecią wszystkich pracujących. No i na tym może się nie skończyć, wszak daleko do tego, aby ktoś wprowadził ograniczenia w tego typu praktykach. Prekariuszy może być więcej, im dłużej rynek pracy będzie się trzymał elastycznych form zatrudnienia.

 

Przeprowadzony przez OFSW 24 maja 2012 r. strajk artystów uchodzi za pierwsze w Polsce wystąpienie jednoznacznie kojarzone z problematyką prekarną. Niedawno odbyła się kampania społeczna pt. „My, Prekariat” mająca na celu upodmiotowienie pracowników na niestabilnych formach zatrudnienia i włączenie polskiego prekariatu w międzynarodowy ruch na rzecz ograniczenia negatywnych skutków demontażu świata pracy. Jej zwieńczeniem była właśnie wspomniana manifestacja w ramach obchodów Dnia Prekariatu, która odbyła się w Warszawie. Majowa manifestacja organizowana była właśnie w związku z trzecią rocznicą strajku artystów. Oczywiście istnieje też grupa na Facebooki - „My, prekariat”.


Główne postulaty ruchów społecznych z zachodniej i południowej części kontynentu dotyczą ustanowienia europejskiej płacy minimalnej oraz walki o dochód gwarantowany. W Polsce najmocniejszy akcent kładzie się na sprawy związane są z uregulowaniem stosowania „umów śmieciowych”, likwidacją agencji pracy tymczasowej i ograniczeniem wyzysku w specjalnych strefach ekonomicznych.

 

Oczywiście nie wszyscy protestują. Ba, boją się w ogóle odezwać. Jeżeli gdzieś – zwłaszcza na prowincji - bezrobocie jest duże, a pracodawców mało, to lepiej ich nie drażnić. Można trafić na „czarną listę”, dostać „wilczy bilet”. A władza nie pomoże. Przecież przedsiębiorcy, politycy i urzędnicy to często jedna klika. Pracodawcy zatrudnią – tych na kontrakcie - krewnych i znajomych polityka, urzędnika, a może i sędziego. Jeżeli do kasy gminnej trafia kasa, to jakie to ma znaczenie, że pracodawca gdzieś ma kontrakty i i ochronę pracowników.
Walka może być długa, ale do niej dojdzie. Już dochodzi.

 

Stwórz własną stronę internetową z Webador